Lenny Kravitz - „Strut”

Lenny Kravitz, mimo pięćdziesiątki na karku, wciąż może uchodzić za symbol seksu. Dziesiąta płyta w jego dorobku stanowi powrót do brzmień, które uczyniły go wielkim.

Trzy lata po premierze płyty „Black and White America” światło dzienne ujrzał jubileuszowy, dziesiąty album studyjny Lenny’ego Kravitza pt. „Strut„. Krążek nie tylko zawiera masę nowych, wpadających w ucho aranżacji od wokalisty, ale jest także idealnym akcentem wydanym w 25. rocznicę ukazania się jego debiutanckiego longplay’a w 1989 roku.

Ostatnia dekada w twórczości Lenny’ego Kravitza nie należała do szczególnie udanych. Co prawda Lenny z 2001 to album naprawdę dobry, jednak już kolejne nie zachwycały tak jak jego wcześniejsze dzieła. Miałem wrażenie, że bardziej skupił się na swojej karierze aktorskiej (choć grał głównie epizody) i działalności charytatywnej niż muzyce. Czy Strut będzie...

Jeśli szukacie płyty która równie dobrze sprawdzi się na nocnej trasie, w czasie romantycznego wieczoru we dwoje, czy do śpiewania pod prysznicem, to "Strut" jest dla was.

Lenny Kravitz z niejednego muzycznego pieca chleb jadł. Od mocnego, przesterowanego hard rocka w duchu Hendrixa po zmysłowy soul. Od rzeczy głośnych i zawadiackich po melancholijne i delikatne uniesienia, czasem trochę nazbyt słodkie. Zawsze jednak jego muzyce wychodziło na dobre, gdy oddalała się od popowego mainstreamu. Najnowsza płyta też prezentuje...

Dość długo, bo aż 3 lata od wydania pamiętnego „Black And White America”, kazał Lenny Kravitz czekać swym fanom na swój kolejny album. W tym czasie bynajmniej nie próżnował artystycznie – fani mogli między innymi zapoznać się z jego kunsztem aktorskim, który objawił światu choćby w dwóch częściach filmowej serii „Igrzyska Śmierci”. W końcu jednak zabrał...

Gdyby płytę z taką zawartością seksu nagrała jakaś dwudziestoletnia pannica, odsądzalibyśmy ją od czci i wiary. Nazywali wszetecznicą. Tymczasem Kraitz wie, co robi. On i jego błyskotliwe riffy.

Zapowiadało się zaskakująco – udostępniony w czerwcu singiel prowadzony monotonną gitarą “The Chamber”, dzięki basowemu podbiciu i wygładzonej produkcji aspirował do miana parkietowego hitu lata. Media niemal jednogłośnie zauważyły, że oto idzie nowe i świeże w karierze Kravitza. Ładna mi świeżość – kawałek zaczyna się jak motyw z czołówki nieśmiertelnego...